Jerzy Pilch
Wiele demonów
(data premiery: 2013-04-18)
Wydawnictwo Wielka Litera
Nikt tak w
Polsce nie pisze, jak pisze Pilch Jerzy. Może i nawet na całym świecie nikt tak
nie pisze jak autor uhonorowanego w 2001 roku nagrodą Nike „Pod
mocnym aniołem”. Najnowsza powieść mistrza rodzimej prozy potwierdza, że
literacko jest on w formie wręcz olimpijskiej, a wydawane ostatnimi laty Dzienniki, usypywały jedynie grunt pod
ten udany powrót do powieściopisarskiej czołówki. Niezaprzeczalnie cieszy
powrót w znajome regiony Śląska Cieszyńskiego, tym razem do małej, luterańskiej
(a jakże!) miejscowości Sigla, gdzie tajemniczy narrator, uczestniczący w
części wydarzeń opisanych w książce, stara się wyjaśnić tajemnicze zaginięcie
Oli Mrakówny, nad wiek rezolutnej córki tamtejszego księdza. Nie ma oczywiście wątpliwości;
Sigla to znana z poprzednich powieści Pilcha Wisła, a powieść mimo sugestywnie
zarysowanego wątku kryminalnego nie jest w rzeczy samej kryminałem – jest czymś
o niebo bardziej intrygującym.
„Jest parodią kryminału, jak to bywa w powieści luterańsko-kryminalnej… która z natury rzeczy musi być parodią…”[1].
Mamy więc,
ciężki, w punkt trafiony humor, idealnie zlewający się z naturą opowieści. Osią
jednak, wokół której obraca się cała fabuła jest wszechogarniający mrok.
Znajdujemy go już biorąc książkę do ręki, gdyż na zdjęciu na tyle okładki, ujrzymy
twarz Jerzego Pilcha, zatopioną w ciemności, oraz dymie dopiero co podpalonego
papierosa symbolizującym jakby powolne wycofanie w otchłań, nieprzeniknioną
czerń. Mrok widać też w aurze spajającej fabułę; postalinowskie lata 60-te XX
w. i depresyjno-melancholijne klimaty jesienno-zimowe nadają całości nastrój
tajemniczości i nieuchronności. Można zaryzykować tezę, że Wisła, gdy akurat
nie jest spiekana nieznośnym gorącem promieni słonecznych znanych z poprzednich
powieści, przepoczwarza się w Siglę, miejsce unurzane we wszechogarniającym
mroku oraz przenikliwym zimnie. Najważniejsza mroczność jest tu jednak symboliczna,
przez co książka nie staje się przygnębiająca. Życie w miasteczku toczy się
bowiem wedle ustalonych reguł, a ludzie zamieszkujący Siglę pogodzeni są ze
swym człowieczym losem; podchodzą do życia z ogromnym dystansem, humorem,
niemal tak wielkim jak do samej śmierci.
Aby w pełni
zrozumieć najnowszą książkę Pilcha, należy ją czytać w kontekście jego
nienajlepszej kondycji zdrowotnej, ale i całego dorobku literackiego, dla
którego „Wiele Demonów” może być
przysłowiową wisienką na torcie, gdyż jak w wywiadach podkreśla sam autor, może
to być ostatnia napisana przez niego powieść. W „Wielu demonach” śmierć zdaje się więc być oswojona, jej rychłe
nadejście jest koniecznością i każdy musi być z nią pogodzony, bo jest częścią naszej
życiowej mantry. Nie oznacza to, że bohaterowie nie są pozbawieni wątpliwości,
złudzeń i okruchów nadziei. W głębi siebie wierzą, że karta się w końcu odmieni;
prawdopodobnie tak jak sam Pilch, niosący swój własny krzyż. W losach bohaterów
jest wyczuwalna jednak pewna ostateczność.
„Oczywiście usiłował walczyć, nie poddawał się, liczył na cud albo na jakie mniejsze od cudu, ale wystarczająco uzdrawiające wydarzenie, co wieczór zasypiał z nadzieją, że rano obudzi się w niesamowitej – jak przed laty – formie, co rano zdychał, ledwo wstawał, a próbował udawać wygimnastykowanego młodzieniaszka, daremne (…) sztuczki”[2].
Fraza pilchowa w
najlepszym wydaniu, esencja wytwornego i bogatego stylu pozwala cieszyć się
każdym zdaniem, a poszczególne rozdziały czytać jak osobne, niesamowite
opowieści. Wystarczy zanurzyć się w ten świat by przepaść w nim do reszty
odkrywając tajemnicę zaginięcia Oli Mrakówny i śledząc przy okazji losy reszty osobliwych
postaci zamieszkujących Siglańskie chaty. Jedna z najlepszych powieści polskich
ostatnich lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz