środa, 5 listopada 2014

Buszując w trocinach. Rozważania o powieści Krzysztofa Vargi pt. "Trociny".



Krzysztof Varga
Trociny
(data premiery: 2012-04-25)
Wydawnictwo Czarne



Nudna, monotonna praca, w której podgryzają Ci kostki młode wilki pragnące dochrapać się do Twojego stołka, oblepione syfem miasta, ciągle opóźnione pociągi w PKP, szmirowata muzyka wylewająca się potokiem ze stacji radiowych, ogłupione tandetną modą społeczeństwo. Ile pocisków od losu, może przyjąć pięćdziesięcioletni bohater powieści, mieszkaniec wielkomiejskiej Warszawy, stolicy, a czasem i całego świata, dla dużej części przyjeżdżających do niej ludzi, pragnących odnaleźć tu godziwą pracę i lepsze życie? Jak długo można karmić się pogardą, oraz zniechęceniem, jednocześnie utrzymywać w sztywnych ryzach emocje i zdrowie psychiczne?

Mizantropia nie ma granic, przekonuje nas swoimi przemyśleniami Piotr – komiwojażer pracujący od wielu lat dla dużej korporacji, przekonany również o bezsensowności swojej pracy, oraz banalności własnego życia, które usypało mu korytarz nieszczęść, zmuszając do kroczenia jego nurtem. Krzysztof Varga na wstępie podsumowuje zasysane i szczelnie zamykane myśli swojego bohatera, którego męczy grypa żołądkowa, objawiająca się potężnym rozwolnieniem oraz wymiotami (kto choć raz przeżył, wie o czym mowa). Piotr pisze pewnego rodzaju pamiętnik, bo jego niezdrowa fascynacja tym co go mierzi pozwala w pewien sposób wyżyć się i odsunąć wskazówki zegara, który posuwa czas zbyt opieszale. Varga wręcz epatuje nas tym co przecież tak dobrze znamy; my Polacy, jeżdżący pociągami rodzimej spółki (a wątpliwej jakości), odwiedzający średnie i małe miasta wraz z ich obdrapanymi kamienicami i brzydkimi starówkami, czy pracujący w zagranicznych korporacjach, gdzie indywidualność rozmywa sztywna struktura i monotematyczność powierzonych zadań. Epatuje nas znakomicie, bo możemy obejrzeć samych siebie. Swoje ogorzałe gęby w stojących pośród szczerego pola pociągach, czy wystrojonych jak fircyki i przypudrowanych, wałęsających się po miejskich bulwarach i wydających pieniądze w drogich kawiarniach. Możemy się także oglądać żrących tradycyjne posiłki w „staropolskich restauracjach”, przejadających i przepijających pensje, jeżdżących z rodziną na swoje pobudowane na nieużytkach rolnych działki na „wsi”. Zresztą tej wsi, z której to krew nasza, przodkowie pochodzą, i gdzie miejscowi naciągają nas na każdym kroku traktując jako „miastowych”. Tak, ta Polska to my wszyscy i każdy z osobna, to całość i jednocześnie część każdego z nas, pewne dziedzictwo, któremu staramy się zaprzeczyć, a jednocześnie tym bardziej je potwierdzamy.
   
„Trociny” to przede wszystkim opowieść o polskości, o warszawskości, prowincjonalności, oraz o makabrycznym melanżu tych tożsamości, salonowych prowincjuszach. Warszawa to dzieło zebrane („cały naród buduje stolice”), a bohater książki, którego rodzina pochodzi z małego, mazowieckiego miasteczka, Międliszewa widzi jak zbierają się w niej te elementy, które już tam, kiedyś na wsi mierziły go, wywracając wnętrzności na drugą stronę. W Piotrze bulgocze przez całe życie, które z apatią przyjmuje takim jakie jest czekając jedynie na okazję kiedy może wykipieć. Ta okazja jak na złość nie chce jednak nadejść. Jedynym wentylem bezpieczeństwa, który zdaje się spuszczać nieco pary z jego schorowanej duszy jest muzyka klasyczna. Pergolesi czy Hildegarda z Bingen pozwalają mu się uspokoić i zapomnieć o życiu i świecie, on jednak nie znika. Wciąż kłuje.

Opowieść Krzysztofa Vargi razi wręcz pesymizmem i mizantropią; wszystko w oczach głównego bohatera jest gówniane, nic nie warte (prócz ulubionej muzyki klasycznej), a na szczycie tej wyliczanki znajduje się samo życie. Ta zajadła i przesadna krytyka rzeczywistości pozwala nam na spojrzenie na nas samych – Polaków, narzekających wiecznie na swój los, zachowujących się jednak wyjątkowo biernie w sprawie odwrócenia złej karty, jakbyśmy zainteresowani byli status quo i odnajdowali jedyną pociechę w codziennym narzekaniu. Warto przeczytać ten pamflet rzeczywistości, świat widziany trochę w krzywym zwierciadle, by odnaleźć w nim choć odrobinę ze swojej codzienności. Choć niewykluczone, że znajdziemy jej tam całkiem sporo. W czytaniu pomaga doskonały warsztat pisarski autora, który zbudował bardzo przemyślaną i logiczną powieść. Przeczytać warto, bo czy jest coś bardziej satysfakcjonującego, niż czytanie o cudzych niepowodzeniach życiowych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz