Ignacy Karpowicz
Ości
(data premiery: 2013-06-05)
Wydawnictwo Literackie
Ości – inteligentna plotka, świetna
powieść o relacjach międzyludzkich – czytamy w recenzjach. Krytycy delektują
się wyróżnioną nominacją do Nike powieścią, jakby była dobrze wysmażonym
pączkiem. Trudno zaprzeczyć faktowi, spotkanie z powieścią Karpowicza daje
sporą satysfakcję intelektualną. Niesamowita inteligencja oraz błyskotliwość z
jaką prowadzona jest przez autora narracja sprawia, że pragnie się dotrzeć jak
najprędzej do końca rozdziału i z pierwotną ciekawością rozpocząć rozdział następny.
Losy grupki bohaterów powiązanych ze sobą przecinającymi się nićmi uczuć i zależności,
to zgodnie z obietnicą, główna oś książki. Karpowicz, by wprowadzić do swojego
świata, nie używa tradycyjnych opisów, które osadzają powieść w konkretnym
czasie i miejscu. Opisy są raczej lakoniczne, nie znajdziemy tu klasycznych charakterystyk
bohaterów czy miejsc akcji, uwaga skupia się głownie na emocjach i relacjach
międzyludzkich, a te są równie odważne co sama konstrukcja książki. Bohaterowie
wprowadzeni są bardzo sprawnie i świadomie a sam autor deklaruje w wywiadach
udzielanych po wydaniu książki, iż prawie wszyscy mają swój pierwowzór w
rzeczywistości; żyją i obracają się w kręgach autora.
Karpowicz opowiada, o
ludziach, skupiając całą swoją moc pisarską na ukazaniu osobliwości
poszczególnych postaci oraz relacji jakie z nich wynikają. Te relacje oraz ich
historia zawierają wiele niedopowiedzeń i luk, a mimo to całość jest zrozumiała
i czytelna. Neurotyczka Maja, która skórkami od pomarańczy przekupuje swoją
fretkę, aby ta z nią rozmawiała, jej mąż Szymon, doktorant ze słabością do autorytetów
naukowych (głównie podstarzałych badaczek) czy Kuan – mąż zagorzałej katoliczki
i jednocześnie gwiazda gejowskich klubów – wspaniale komponują się w dość lekką
konwencję książki. W trakcie lektury odnosi się wrażenie, że bohaterowie jakby
lewitują parę centymetrów ponad rzeczywistością. Niby wszystko wskazuje na to,
że są w niej jakoś osadzeni: mijają obdrapane łódzkie mury, chodzą do popularnych
warszawskich klubów, krążą po prowincjonalnych miasteczkach, charakteryzuje ich
jednak jakaś nieznośna lekkość bytu. Ciężko uwierzyć, że to książka o „nas, tu
i teraz”, jak sugerują to niektórzy krytycy. Karpowicz serwuje nam słodką Mochę
w jednej z urokliwych kawiarenek Nowego Światu, delektuje się słodkim napojem,
w którym jednak mało jest jej clou –
gorzkiej kawy.
Autor obserwuje
świat z puszystej chmurki, na którą wspiął się i zaprasza tam swoich znajomych
– socjolożki, feministki, znane blogerki czy gejów z ekskluzywnych klubów
nocnych. Nie jest to jednak odbicie rzeczywistości, z jaką utożsamiać się może
zwykły szary człowiek; jest to trochę utopijna opowieść o domniemanym życiu
jakiejś części nowoczesnej bohemy, wyzwolonej bądź wyzwalającej się z oków
społecznej konserwy. W ten sposób w powieści rysuje się pewne socjologiczne przesłanie,
deszyfrujące tytułowe „ości” jako symbole minionych czasów, które odmieniły
zdewaluowały pojęcia mił-ości, wiern-ości czy lojaln-ości. Bohaterowie,
kreowani na zwykłych, nowoczesnych ludzi żyjących w europejskiej metropolii są
w rzeczywistości bliscy rybom, zbudowanym z tytułowych ości, a nie twardych i
sztywnych kości. Nie są pełnowartościowi, tak jak niektóre wątki oraz myślowe
eksperymenty bohaterów, które mimo że fantastycznie napisane wydają się po
przeczytaniu pustawe, często niepotrzebne. Idąc dalej tym rybim tropem,
Karpowicz przyszykował nam bardzo apetycznie wyglądające danie. Jednak dużo
jest w nim ości a mało mięcha.
Powieść Karpowicza należy oceniać przede wszystkim przez pryzmat pytania, czy współczesna cywilizacja wiecznie młodych, niezaspokojonych z wielkich metropolii, jest w stanie zaproponować alternatywę dla konserwatywnych wzorców wykształconych w społeczeństwach zeszłego wieku. Na to pytanie jednak nie ma odpowiedzi, gdyż książka muska jedynie obrzeża problemów i rozterek prawdziwego życia i nie przygotowuje gruntu pod dalej idące wnioski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz